zaciśnięte brzozowe piąstki
nie rozsiewają zielonej tęczy
słowik śpiewa ochrypniętym głosem
pewnie zaziębił migdałki
za wcześnie ubrał sandały
i schował szalik do szuflady
kwiecień nadąsany odchodzi
przekazuje marsową twarz majowi
my jesteśmy jacyś nieswoi
nosimy nadal nosy na kwintę
pochylone głowy
w kieszeni rękawice
oczy utkwione w zeszłorocznym słońcu
podświadomie czekamy
na uśmiechnięty czerwiec
Parsęta
trochę smutna...bo dzień zimny i chmurny